Witam! :*
Z racji tego, że parę dni temu przyszła do mnie upragniona i długo wyczekiwana paczka z półproduktami kosmetycznymi, od razu rzuciłam się w szał wzbogacania kosmetyków. Najpierw dolałam do porcji Jantara sporą ilość soku z aloesu i kropelkę panthenolu i właśnie tak zaczęła się moja włosowa niedziela.
Po wcierce niezastąpiona oliwka dla dzieci z Reala.
Po 2 - 3 godzinach, późnym wieczorem, zmoczyłam włosy pod kranem, odcisnęłam dokładnie nadmiar wody i nałożyłam w hojnej ilości maskę Kallos Blueberry połączoną chyba ze wszystkim, co wpadło mi w ręce. W sumie dodałam po łyżeczce oleju awokado i macadamia, odrobinę gliceryny i zatężonego ekstraktu z aloesu oraz parę kropel kwasu hialuronowego. W efekcie otrzymałam maskę tak rzadką, że miałam problem z jej rozprowadzeniem na włosach. Wiem, że co za dużo, to niezdrowo, ale ten jeden raz naprawdę nie mogłam się powstrzymać :D
W maseczce pod czepkiem przesiedziałam dobre pół godziny, po czym trzymając włosy w garści, spłukałam ją tylko ze skóry głowy. Jedną ręką odcisnęłam nadmiar wody. Następnie sięgnęłam po szampon aloesowy Cien, którego uwielbiam, spieniłam go w dłoniach i wmasowałam w skalp. Ponownie chwyciłam włosy, uniosłam je do góry, spłukałam część piany i dopiero wtedy je puściłam, aby dokładnie spłukać całość. Jest to moja ulubiona metoda mycia, która chroni włosy przed detergentami, na które są bardzo wyczulone i zawsze się buntują :)
Po spłukaniu włosy były tak gładkie i mięciutkie, że zrezygnowałam z ostatniej silikonowej odżywki. Nabrałam tylko troszeczkę samej maski Kallos Blueberry, rozprowadziłam w dłoniach i wtarłam w ociekające wodą włosy, szczególnie na górze, gdzie lubią się puszyć po szamponie. Spłukałam ponownie chłodną wodą, odcisnęłam w ręcznik, a gdy podeschły, nałożyłam jeszcze dwie pompki Eliksiru Odżywczego z Elseve.
Przed pójściem spać trochę się wystraszyłam, bo były dość sztywne i spuszone (stęsknione za porządną ilością silikonów w ostatniej odżywce). Do tego na dworze było mocno wilgotno, a nierozsądna ilość humektantów zrobiła swoje. Rano jednak, po rozpuszczeniu koczka, były o wiele bardziej zdyscyplinowane i przede wszystkim niesamowicie błyszczące. A zdjęcie było robione w nienasłonecznionym pokoju!
Przez cały dzień trochę się puszyły, ale zdołałam to częściowo okiełznać i nie wyglądały, jakby w nie piorun trzasnął :D
A jak wyglądała Wasza niedziela?
Pozdrawiam cieplutko! :*
Ja za Jantarem nie przepadam :) Widzę moją nową jagodowa maskę :D Jejku masz cudowne włosy! Są śliczne i takie długie <3
OdpowiedzUsuńUżywałam Jantaru, ale tej wersji z nowym składem i jakoś bez efektów. Muszę spróbować tej z oryginalnym składem.
OdpowiedzUsuńMasz piękne, długie włosy :3
U mnie jedyne efekty to babyhair :) Dopiero parę miesięcy po stosowaniu się pojawiły i teraz zaczynam kurację od nowa :))
UsuńPiękne, długie wlosy. :) Mi jantar nawet w starej wersji nie przyspieszyl wzrostu włosów :(
OdpowiedzUsuńSłyszałam o wcierce Jantar ,nie używałam.Włosy piękne;)
OdpowiedzUsuńPiękny efekt po Twoich zabiegach ! :) Będę musiała powiększyć swoje zapasy o potrójny kwas :)
OdpowiedzUsuńJakie grube i zdrowe włosy masz :)
OdpowiedzUsuńAle geste i piekne wlosy! :))
OdpowiedzUsuńwow, naprawdę zdyscyplinowane! Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń